Celestine Narcissa, young lady of the Liddells... takimi właśnie słowami podpisałam jeden z moich szkolnych zeszytów. No bo kto zabroni pomarzyć wyrazić siebie?
A tak całkiem serio - jestem Celestyna Narcyza. Panienka Celestyna Narcyza. Panienka Celestyna Narcyza Salomea Delfina Lukrecja Oktawia Montwit, jeśli mamy być dokładni. Ale komu by się chciało spamiętać te wszystkie dane (komuś na pewno, w końcu jestem fajna)? Wystarczy, że zapamiętacie, że jestem Celestyna. Tak też się do mnie zwracajcie - Celestyno.
Nie, nie jest to moje prawdziwe imię i szczerze nad tym boleję. Znaczy... jest, w końcu czuję, że to ono do mnie należy, ale w dokumentach widnieje inne. Jedno. A jedno to dla mej wytwornej duszy za mało, oh mon dieu! Do tego ów imię, cóż zrobić, ani trochę mi się nie podoba. Nie będę zatem go tu podawać, bo i po co? I tak je zmienię. Celestyna jestem i koniec.
Ile mam lat? Tyle, ile głoszą dokumenty, tu im akurat przyklasnę. Nie czuję potrzeby pójścia za tłumem i robienia z siebie na siłę starszej bądź młodszej, niż jestem, lub, co gorsza, bawienia się w popularne ostatnio ,,mam tyle lat, na ile się akurat czuję". Nie chodzi tu jednak o oryginalność, bo i na niej nie zależy mi wcale - chodzi o prawdę. Nie jestem nadzwyczajnie dojrzała, to fakt. Nie jestem nadzwyczajnie dziecinna, to fakt. A więc, co łatwo wydedukować, po prostu psychicznie mam dokładnie ten sam wiek, co me ciało.
Lecz nie, nie podam tu go.
Dlaczego? Cóż, ja nie jestem dziecinna. Moi rówieśnicy w większości są. Nie chcę być z nimi utożsamiana.
Mam wrażenie, że większość ludzi, którzy trąbią na prawo i lewo, jacy to dojrzali jak na swój wiek nie są, po prostu, no, tak jak ja są w swoim wieku, a rówieśników mają młodszych. Oni są ,,normalni", a otoczenie zdziecinniałe. Tak jest w moim przypadku, więc podejrzewam, że w innych również - ale nie wiem tego, więc potraktujcie to tylko jako luźną myśl, małą refleksję.
Interesuje mnie naprawdę wiele rzeczy, ale za moje największe hobby uważam XIX wiek, zwłaszcza okres od romantyzmu do lat dziewięćdziesiątych. Kocham tę epokę za wszystko - za stroje, za panujące w jej społeczeństwie normy i zasady, za architekturę, za sztukę, za literaturę... ach, długo by wymieniać. Bardzo żałuję, że nie urodziłam się w niej, a akurat w tej, co trwa obecnie, bo jej z kolei nienawidzę z taką samą pasją, z jaką kocham czasy sprzed +/- dwustu lat. Dlaczego? Kiedyś poświęcę temu naprawdę obszerny post, bo bardzo chciałabym to z siebie wyrzucić, a przy okazji być może otworzyć paru osobom oczy.
Zamiłowanie do tamtych czasów przejawia się mocno w moim ubiorze i stylu życia. Moja szafa przypomina raczej garderobę panienki z drugiej połowy XIX wieku, aniżeli tę należącą do dzisiejszej nastolatki. I tak, chodzę tak na co dzień. Nie, żebym próbowała zrobić tym sensację czy się przechwalała, ale zdaję sobie sprawę, że to dość niecodzienne oraz wiem z doświadczenia, iż wiele osób będzie nie dowierzać, więc co mi szkodzi to podkreślić? Tak, ludzie się patrzą. Cały czas. Od ponad roku chyba nie było dnia, by ktoś się za mną nie obejrzał na ulicy, naturalnie pomijając dni, kiedy na ów ulicę nie wyszłam. Ale tak do tego przywykłam, że dzisiaj po prostu nie zwracam już na to uwagi. Nawet tego nie dostrzegam, bo tak przyzwyczaiłam się do tego, jak wyglądam i takie to dla mnie codzienne, zwyczajne, że po prostu nie zajmuję się reakcjami ludzi na mój widok. Nie noszę spodni. W ogóle. No, może zawiera je mój strój gimnastyczny, ale nie liczę go jako ubranie, bo i służy mi tylko podczas ćwiczeń. Stronię od spódnic i sukienek sięgających przed kolano, aczkolwiek od jakiegoś czasu nie traktuję tego aż tak restrykcyjnie i zdarza mi się czasami taką włożyć, gdy nie ma pod ręką nic innego. Z grubymi rajstopami, coby mimo wszystko nie było widać nóg. Uważajcie mnie sobie za dziwaczkę, ale w mojej opinii przyzwoitość jest ważna.
Co do stylu życia, to chodzi tu oczywiście o dobre manieryktórych, w porównaniu do ludzi żyjących w mej ukochanej epoce, mam tyle co nic, ale się staram!, zajęcia czy kuchnię. W wolnych chwilach lubię robić rzeczy typowe właśnie dla XIX-wiecznych panien. Jem praktycznie tylko to, co wykwintnie i pięknie wygląda. Oczywiście nie popadam w paranoję - zjem batona, jeśli go lubię i mam na niego chęć, ale i tak zdecydowanie chętniej skonsumowałabym go w formie ciasta o takim samym smaku. Bo jestem estetką, wszystko dookoła mnie musi być ładne i eleganckie (w zasadzie bez potrzeby użyłam dwóch słów, bo dla mnie żadne z nich nie istnieje bez drugiego; coś, co jest ładne, musi być eleganckie, a coś, co jest eleganckie, musi być ładne, nie ma innej opcji), bym dobrze się czuła.
Bardzo interesują mnie też lalki kolekcjonerskie, szczególnie te typu Pullip, Dal czy Byul. Póki co mam kolekcję składającą się z dwóch i na pewno na nich nie poprzestanę. Zresztą jest od tego osobna zakładka, bo zamierzam się tą pasją naprawdę poważnie zająć. Wiecie, modyfikacje, sesje zdjęciowe, które czasem będę tu wstawiała, meety - kto ,,siedzi w tym", ten się orientuje. Póki co nie mam absolutnie żadnego doświadczenia w fotografii, ale tylko trening czyni mistrza, więc nie zniechęcajcie się do oglądania moich zdjęć tymi pierwszymi, które prawdopodobnie będą, cóż tu dużo mówić, po prostu słabe. Ale mogę obiecać, że ze zdjęcia na zdjęcie poziom będzie coraz wyższy.
O tym, jakie mam lalki i jakie chcę mieć, przeczytać możecie w rzeczonej zakładce. Aktualnie część o mieszkających u mnie panienkach jest w budowie, ponieważ zaprojektowałam im śliczne wizytówki, których stworzenie będzie kosztowało moją mamę (pozdrawiam ją!) sporo pracy. Czekam więc, aż przyjdą zamówione już obitsu, chipy i wigi, nim poproszę ją o podjęcie się tego zadania - nie chcę, by musiała robić to dwa razy, a zależy mi, by na owych wizytówkach panny wyglądały tak, jak chcę, by wyglądały.
Kiedyś bardzo pasjonowały mnie manga i anime, ale od jakiegoś czasu już mnie do nich aż tak nie ciągnie. Owszem, lubię sobie czasami obejrzeć czy przeczytać, ale nie czuję już tego, co czułam kiedyś. Nie mówię o seriach, które polubiłam najbardziej - bo je, nie daj Bóg, by miało się to zmienić, kocham tak samo, jak dawniej. I mogę oglądać oraz czytać w nieskończoność (co zresztą robię), bez obawy, że kiedyś mi się znudzą. Bo nie znudzą się, wiem to doskonale.
Jakie to serie? ,,Shingeki no Kyojin", ,,Kuroshitsuji", ,,Pandora Hearts", ,,Gosick", ,,Umineko no Naku Koro Ni", ,,Rozen Maiden", może jeszcze ,,Shiki" oraz ,,Puella Magi Madoka Magica". Jestem do nich niesamowicie przywiązana. Moje życie nie byłoby nawet w połowie tak wspaniałe, gdybym ich nie poznała. Nie hiperbolizuję. Nie będę hiperbolizować również teraz, gdy obwieszczę Wam, że gdyby nie ,,Kuroshitsuji", prawdopodobnie nie poznalibyście mnie, a już raczej na pewno nie w takiej formie - to dzięki niemu moje zainteresowanie XIX wiekiem rozwinęło się. Właściwie to któregoś dnia stwierdziłam, że chcę wyglądać tak pięknie, jak kobiety z tego i tak się to wszystko zaczęło.
Filmy oglądam okazjonalnie. Serial na bieżąco, ale tylko jeden - ,,Grę o tron", którą również bardzo kocham. Nie wierzcie ludziom twierdzącym, że to tylko krwawa jatka i bezeceństwo! ,,GoT" jest niesamowicie ciekawe, posiada świetnie wykreowane postaci, z których żadna nie jest ani biała, ani czarna, praktycznie każdy wątek ma głębsze przesłanie i duża ich część potrafi również wzruszyć.
Od pięciu lat uczę się języka japońskiego. Potrafię mówić, czytać i pisać po japońsku w stopniu całkiem komunikatywnym. W przyszłości chcę zamieszkać w Japonii chociaż na kilka lat, ten kraj jest niesamowity. Fascynuje mnie od dzieciństwa. Jako mała dziewczynka pragnęłam nawet zostać gejszą. Nie, proszę państwa, wbrew powszechnemu przekonaniu gejsze wcale nie są luksusowymi prostytutkami. Są artystkami, ARTYSTKAMI i nic poza tym - nie licząc wyjątków, które zapewne, jak wszędzie, istnieją. Sporo wiem o japońskiej kulturze oraz tradycji, lubię poszerzać swą wiedzę w tym temacie.
Książek zbyt wiele nie czytam, bo po prostu nie mam na to czasu. Gdybym miała, to zapewne przeczytałabym całą bibliotekę, bo bardzo lubię to robić... moje ulubione to z pewnością powieści autorstwa niezastąpionej Frances Hodgson Burnett, czyli np. ,,Mała księżniczka", ,,Tajemniczy ogród" czy też ,,Mały lord". Przepadam za ,,Godziną Pąsowej Róży" Marii Kruger i ,,Harrym Potterem" Joanne Kathleen Rowling. Niedługo zabiorę się za sagę ,,Pieśń Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina, której to zawdzięczam godziny wzruszeń, przemyśleń i uśmiechów przed wyświetlającym ,,Grę o tron" telewizorem. Podobno w książce wiele rzeczy potoczyło się zupełnie inaczej, a duża część postaci została bardziej rozwinięta i po prostu lepiej przedstawiona; ciekawość mnie już zżera, jak dokładnie. Pragnę przeczytać też ,,Wiedźmina".
Moją ulubioną barwą jest pąsowy róż, burgund i kolor gołębi, potrawą sushi, deserem wszelakiej maści ciasta i ciasteczka, a piciem herbata, zwłaszcza z marmoladą różaną.
Boję się sześciu rzeczy:
Owadów, to po pierwsze. Wprost mnie przerażają, od najmłodszych lat nie mogę ich znieść, nawet rysunek robaka potrafi przyprawić mnie o trwające długi czas dreszcze i silny dyskomfort psychiczny.
Dziur, otworów i wypustek, to po drugie. Mam silną trypofobię (choć nie wiem, czy wypustki też wpisują się w definicję tego lęku). Widok gniazda nasiennego w papryce, korzeni na ziemniaku, nierozkwitniętego kwiatu lotosu czy śladów po kroplach deszczu w śniegu jest dla mnie nie do zniesienia.
Głębin morskich i pływania statkami, to po trzecie. Czuję strach, gdy jestem na statku i nie otacza mnie nic poza bezkresną, głęboką wodą, do której mnie, nieumiejącej pływać osobie, wystarczyłoby wpaść, by utopić się i umrzeć. Do tego ten złowieszczy, ciemny kolor morza i fale, które nieraz potrafią być bardzo wysokie... bestie czyhające w odmętach oceanu... świadomość tego, jak okropne są katastrofy statków... aż dreszcze mnie przeszły, przerażające to. Kocham morze, lecz tylko do miejsca, w którym poziom wody sięga mi do serca.
Latania samolotami, to po czwarte. Nigdy nie leciałam i chyba się nie przemogę. Powody są bardzo przybliżone do tych z poprzedniego punktu - wizja rozbicia się samolotu tak bardzo mrozi mi krew w żyłach, że aż blednę, gdy ją przywołuję. Tak, wiem, samochody też miewają wypadki, i to nawet dużo częściej - ale... to jest bliżej ziemi. Tak, zdecydowanie bliżej ziemi. Gdy rozpada Ci się auto, nie spadasz setek metrów w dół do strasznego oceanu, w środek puszczy ani w wysokie góry, gdzie szanse na przeżycie będą nikłe - o ile, rzecz jasna, będziesz mieć tyle szczęścia, że nie zabije Cię sam upadek.
Prymitywizmu, to po piąte. Wielu z Was obiło się zapewne o uszy, że nie trawię zwierząt i źle się czuję w ich otoczeniu - to właśnie z powodu tego lęku. Prymitywne, trywialne zachowania napawają mnie niesamowicie nieprzyjemnym uczuciem, będącym mieszaniną niepokoju, obrzydzenia oraz niechęci.
Przybrania na wadze, to po szóste. Odkąd dbam o linię i ważę się po kilkanaście razy dziennie każda dodatkowa cyferka na wadze (nawet 0,1) przysparza mi konwulsji wewnętrznych. Nieraz śni mi się po nocach, że wykroczyłam ponad wyznaczony bilans kaloryczny i/lub że przytyłam. Gdy się budzę, czuję wielką, wielką ulgę. Dziękuję losowi, że to był tylko sen.
W wolnych chwilach zajmuję się tworzeniem ,,fabuł" i postaci, które w owych fabułach występują. Nie robię tego na zasadzie typu ,,a teraz wymyślę nową historię/postać", to przychodzi do mnie samo, najczęściej pod wpływem jakiejś inspiracji (a zainspirować potrafię się dosłownie wszystkim), a ja to później jedynie dopracowuję, dostosowuję do moich wymagań i ewentualnie ulepszam. Póki co posiadam ok. stu trzydziestu postaci i sześć opowieści, spośród których piątka jest ze sobą ściśle powiązana i zazębia się w wielu momentach.
Sprzeciwiam się wielu nowoczesnym nurtom poglądowym i ideologiom, między innymi feminizmowi, globalizacji, obronie praw zwierząt (i wszelkim powiązanym rzeczom, jak np. weganizm), brakowi stanowiska duchowego czy ideologii gender. Nie jestem jednak osobą nietolerancyjną - wręcz przeciwnie, ja jestem bardzo tolerancyjna. Znacznie bardziej, niż większość ludzi krzyczących bez ustanku, jak ważna jest tolerancja.
Planuję edukować się w wielu kierunkach, sporo rzeczy się nauczyć i zdobyć naprawdę dobre wykształcenie. W przyszłości, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, skończę studia historyczne, japonistyczne i być może psychologiczne, będę umiała również biegle mówić po angielsku, japońsku, francusku i niemiecku. Marzy mi się też chiński, koreański oraz któryś z języków skandynawskich, lecz nie wiem, czy będę na siłach nauczyć się aż tylu języków. Chcę umieć jeździć konno, tańczyć balet i taniec towarzyski oraz spróbować z szermierką czy jakąś sztuką walki.
Moim największym marzeniem jest chyba nieśmiertelność oraz wieczna młodość - gdybym mogła żyć wiecznie, nie odeszłaby w niepamięć żadna z pięknych chwil, którą przeżyłam, mogłabym też opowiadać przyszłym pokoleniom o tym, jak było kiedyś(co z tego, że moje akurat czasy są warte przemilczenia... a, nie, zapomniałabym, są utopią w porównaniu do tego, co przyniesie przyszłość).
Słucham takiej muzyki, jaka wpadnie mi w ucho, nie ograniczam się do konkretnych gatunków. O znanie czy tym bardziej przepadanie za niektórymi z lubianych przeze mnie piosenek pewnie nawet nie podejrzewalibyście mnie... moje ulubione zespoły/wykonawcy to jednak:
A tak całkiem serio - jestem Celestyna Narcyza. Panienka Celestyna Narcyza. Panienka Celestyna Narcyza Salomea Delfina Lukrecja Oktawia Montwit, jeśli mamy być dokładni. Ale komu by się chciało spamiętać te wszystkie dane (
Nie, nie jest to moje prawdziwe imię i szczerze nad tym boleję. Znaczy... jest, w końcu czuję, że to ono do mnie należy, ale w dokumentach widnieje inne. Jedno. A jedno to dla mej wytwornej duszy za mało, oh mon dieu! Do tego ów imię, cóż zrobić, ani trochę mi się nie podoba. Nie będę zatem go tu podawać, bo i po co? I tak je zmienię. Celestyna jestem i koniec.
Ile mam lat? Tyle, ile głoszą dokumenty, tu im akurat przyklasnę. Nie czuję potrzeby pójścia za tłumem i robienia z siebie na siłę starszej bądź młodszej, niż jestem, lub, co gorsza, bawienia się w popularne ostatnio ,,mam tyle lat, na ile się akurat czuję". Nie chodzi tu jednak o oryginalność, bo i na niej nie zależy mi wcale - chodzi o prawdę. Nie jestem nadzwyczajnie dojrzała, to fakt. Nie jestem nadzwyczajnie dziecinna, to fakt. A więc, co łatwo wydedukować, po prostu psychicznie mam dokładnie ten sam wiek, co me ciało.
Lecz nie, nie podam tu go.
Dlaczego? Cóż, ja nie jestem dziecinna. Moi rówieśnicy w większości są. Nie chcę być z nimi utożsamiana.
Mam wrażenie, że większość ludzi, którzy trąbią na prawo i lewo, jacy to dojrzali jak na swój wiek nie są, po prostu, no, tak jak ja są w swoim wieku, a rówieśników mają młodszych. Oni są ,,normalni", a otoczenie zdziecinniałe. Tak jest w moim przypadku, więc podejrzewam, że w innych również - ale nie wiem tego, więc potraktujcie to tylko jako luźną myśl, małą refleksję.
Interesuje mnie naprawdę wiele rzeczy, ale za moje największe hobby uważam XIX wiek, zwłaszcza okres od romantyzmu do lat dziewięćdziesiątych. Kocham tę epokę za wszystko - za stroje, za panujące w jej społeczeństwie normy i zasady, za architekturę, za sztukę, za literaturę... ach, długo by wymieniać. Bardzo żałuję, że nie urodziłam się w niej, a akurat w tej, co trwa obecnie, bo jej z kolei nienawidzę z taką samą pasją, z jaką kocham czasy sprzed +/- dwustu lat. Dlaczego? Kiedyś poświęcę temu naprawdę obszerny post, bo bardzo chciałabym to z siebie wyrzucić, a przy okazji być może otworzyć paru osobom oczy.
Zamiłowanie do tamtych czasów przejawia się mocno w moim ubiorze i stylu życia. Moja szafa przypomina raczej garderobę panienki z drugiej połowy XIX wieku, aniżeli tę należącą do dzisiejszej nastolatki. I tak, chodzę tak na co dzień. Nie, żebym próbowała zrobić tym sensację czy się przechwalała, ale zdaję sobie sprawę, że to dość niecodzienne oraz wiem z doświadczenia, iż wiele osób będzie nie dowierzać, więc co mi szkodzi to podkreślić? Tak, ludzie się patrzą. Cały czas. Od ponad roku chyba nie było dnia, by ktoś się za mną nie obejrzał na ulicy, naturalnie pomijając dni, kiedy na ów ulicę nie wyszłam. Ale tak do tego przywykłam, że dzisiaj po prostu nie zwracam już na to uwagi. Nawet tego nie dostrzegam, bo tak przyzwyczaiłam się do tego, jak wyglądam i takie to dla mnie codzienne, zwyczajne, że po prostu nie zajmuję się reakcjami ludzi na mój widok. Nie noszę spodni. W ogóle. No, może zawiera je mój strój gimnastyczny, ale nie liczę go jako ubranie, bo i służy mi tylko podczas ćwiczeń. Stronię od spódnic i sukienek sięgających przed kolano, aczkolwiek od jakiegoś czasu nie traktuję tego aż tak restrykcyjnie i zdarza mi się czasami taką włożyć, gdy nie ma pod ręką nic innego. Z grubymi rajstopami, coby mimo wszystko nie było widać nóg. Uważajcie mnie sobie za dziwaczkę, ale w mojej opinii przyzwoitość jest ważna.
Co do stylu życia, to chodzi tu oczywiście o dobre maniery
Bardzo interesują mnie też lalki kolekcjonerskie, szczególnie te typu Pullip, Dal czy Byul. Póki co mam kolekcję składającą się z dwóch i na pewno na nich nie poprzestanę. Zresztą jest od tego osobna zakładka, bo zamierzam się tą pasją naprawdę poważnie zająć. Wiecie, modyfikacje, sesje zdjęciowe, które czasem będę tu wstawiała, meety - kto ,,siedzi w tym", ten się orientuje. Póki co nie mam absolutnie żadnego doświadczenia w fotografii, ale tylko trening czyni mistrza, więc nie zniechęcajcie się do oglądania moich zdjęć tymi pierwszymi, które prawdopodobnie będą, cóż tu dużo mówić, po prostu słabe. Ale mogę obiecać, że ze zdjęcia na zdjęcie poziom będzie coraz wyższy.
O tym, jakie mam lalki i jakie chcę mieć, przeczytać możecie w rzeczonej zakładce. Aktualnie część o mieszkających u mnie panienkach jest w budowie, ponieważ zaprojektowałam im śliczne wizytówki, których stworzenie będzie kosztowało moją mamę (pozdrawiam ją!) sporo pracy. Czekam więc, aż przyjdą zamówione już obitsu, chipy i wigi, nim poproszę ją o podjęcie się tego zadania - nie chcę, by musiała robić to dwa razy, a zależy mi, by na owych wizytówkach panny wyglądały tak, jak chcę, by wyglądały.
Kiedyś bardzo pasjonowały mnie manga i anime, ale od jakiegoś czasu już mnie do nich aż tak nie ciągnie. Owszem, lubię sobie czasami obejrzeć czy przeczytać, ale nie czuję już tego, co czułam kiedyś. Nie mówię o seriach, które polubiłam najbardziej - bo je, nie daj Bóg, by miało się to zmienić, kocham tak samo, jak dawniej. I mogę oglądać oraz czytać w nieskończoność (co zresztą robię), bez obawy, że kiedyś mi się znudzą. Bo nie znudzą się, wiem to doskonale.
Jakie to serie? ,,Shingeki no Kyojin", ,,Kuroshitsuji", ,,Pandora Hearts", ,,Gosick", ,,Umineko no Naku Koro Ni", ,,Rozen Maiden", może jeszcze ,,Shiki" oraz ,,Puella Magi Madoka Magica". Jestem do nich niesamowicie przywiązana. Moje życie nie byłoby nawet w połowie tak wspaniałe, gdybym ich nie poznała. Nie hiperbolizuję. Nie będę hiperbolizować również teraz, gdy obwieszczę Wam, że gdyby nie ,,Kuroshitsuji", prawdopodobnie nie poznalibyście mnie, a już raczej na pewno nie w takiej formie - to dzięki niemu moje zainteresowanie XIX wiekiem rozwinęło się. Właściwie to któregoś dnia stwierdziłam, że chcę wyglądać tak pięknie, jak kobiety z tego i tak się to wszystko zaczęło.
Filmy oglądam okazjonalnie. Serial na bieżąco, ale tylko jeden - ,,Grę o tron", którą również bardzo kocham. Nie wierzcie ludziom twierdzącym, że to tylko krwawa jatka i bezeceństwo! ,,GoT" jest niesamowicie ciekawe, posiada świetnie wykreowane postaci, z których żadna nie jest ani biała, ani czarna, praktycznie każdy wątek ma głębsze przesłanie i duża ich część potrafi również wzruszyć.
Od pięciu lat uczę się języka japońskiego. Potrafię mówić, czytać i pisać po japońsku w stopniu całkiem komunikatywnym. W przyszłości chcę zamieszkać w Japonii chociaż na kilka lat, ten kraj jest niesamowity. Fascynuje mnie od dzieciństwa. Jako mała dziewczynka pragnęłam nawet zostać gejszą. Nie, proszę państwa, wbrew powszechnemu przekonaniu gejsze wcale nie są luksusowymi prostytutkami. Są artystkami, ARTYSTKAMI i nic poza tym - nie licząc wyjątków, które zapewne, jak wszędzie, istnieją. Sporo wiem o japońskiej kulturze oraz tradycji, lubię poszerzać swą wiedzę w tym temacie.
Książek zbyt wiele nie czytam, bo po prostu nie mam na to czasu. Gdybym miała, to zapewne przeczytałabym całą bibliotekę, bo bardzo lubię to robić... moje ulubione to z pewnością powieści autorstwa niezastąpionej Frances Hodgson Burnett, czyli np. ,,Mała księżniczka", ,,Tajemniczy ogród" czy też ,,Mały lord". Przepadam za ,,Godziną Pąsowej Róży" Marii Kruger i ,,Harrym Potterem" Joanne Kathleen Rowling. Niedługo zabiorę się za sagę ,,Pieśń Lodu i Ognia" George'a R.R. Martina, której to zawdzięczam godziny wzruszeń, przemyśleń i uśmiechów przed wyświetlającym ,,Grę o tron" telewizorem. Podobno w książce wiele rzeczy potoczyło się zupełnie inaczej, a duża część postaci została bardziej rozwinięta i po prostu lepiej przedstawiona; ciekawość mnie już zżera, jak dokładnie. Pragnę przeczytać też ,,Wiedźmina".
Moją ulubioną barwą jest pąsowy róż, burgund i kolor gołębi, potrawą sushi, deserem wszelakiej maści ciasta i ciasteczka, a piciem herbata, zwłaszcza z marmoladą różaną.
Boję się sześciu rzeczy:
Owadów, to po pierwsze. Wprost mnie przerażają, od najmłodszych lat nie mogę ich znieść, nawet rysunek robaka potrafi przyprawić mnie o trwające długi czas dreszcze i silny dyskomfort psychiczny.
Dziur, otworów i wypustek, to po drugie. Mam silną trypofobię (choć nie wiem, czy wypustki też wpisują się w definicję tego lęku). Widok gniazda nasiennego w papryce, korzeni na ziemniaku, nierozkwitniętego kwiatu lotosu czy śladów po kroplach deszczu w śniegu jest dla mnie nie do zniesienia.
Głębin morskich i pływania statkami, to po trzecie. Czuję strach, gdy jestem na statku i nie otacza mnie nic poza bezkresną, głęboką wodą, do której mnie, nieumiejącej pływać osobie, wystarczyłoby wpaść, by utopić się i umrzeć. Do tego ten złowieszczy, ciemny kolor morza i fale, które nieraz potrafią być bardzo wysokie... bestie czyhające w odmętach oceanu... świadomość tego, jak okropne są katastrofy statków... aż dreszcze mnie przeszły, przerażające to. Kocham morze, lecz tylko do miejsca, w którym poziom wody sięga mi do serca.
Latania samolotami, to po czwarte. Nigdy nie leciałam i chyba się nie przemogę. Powody są bardzo przybliżone do tych z poprzedniego punktu - wizja rozbicia się samolotu tak bardzo mrozi mi krew w żyłach, że aż blednę, gdy ją przywołuję. Tak, wiem, samochody też miewają wypadki, i to nawet dużo częściej - ale... to jest bliżej ziemi. Tak, zdecydowanie bliżej ziemi. Gdy rozpada Ci się auto, nie spadasz setek metrów w dół do strasznego oceanu, w środek puszczy ani w wysokie góry, gdzie szanse na przeżycie będą nikłe - o ile, rzecz jasna, będziesz mieć tyle szczęścia, że nie zabije Cię sam upadek.
Prymitywizmu, to po piąte. Wielu z Was obiło się zapewne o uszy, że nie trawię zwierząt i źle się czuję w ich otoczeniu - to właśnie z powodu tego lęku. Prymitywne, trywialne zachowania napawają mnie niesamowicie nieprzyjemnym uczuciem, będącym mieszaniną niepokoju, obrzydzenia oraz niechęci.
Przybrania na wadze, to po szóste. Odkąd dbam o linię i ważę się po kilkanaście razy dziennie każda dodatkowa cyferka na wadze (nawet 0,1) przysparza mi konwulsji wewnętrznych. Nieraz śni mi się po nocach, że wykroczyłam ponad wyznaczony bilans kaloryczny i/lub że przytyłam. Gdy się budzę, czuję wielką, wielką ulgę. Dziękuję losowi, że to był tylko sen.
W wolnych chwilach zajmuję się tworzeniem ,,fabuł" i postaci, które w owych fabułach występują. Nie robię tego na zasadzie typu ,,a teraz wymyślę nową historię/postać", to przychodzi do mnie samo, najczęściej pod wpływem jakiejś inspiracji (a zainspirować potrafię się dosłownie wszystkim), a ja to później jedynie dopracowuję, dostosowuję do moich wymagań i ewentualnie ulepszam. Póki co posiadam ok. stu trzydziestu postaci i sześć opowieści, spośród których piątka jest ze sobą ściśle powiązana i zazębia się w wielu momentach.
Sprzeciwiam się wielu nowoczesnym nurtom poglądowym i ideologiom, między innymi feminizmowi, globalizacji, obronie praw zwierząt (i wszelkim powiązanym rzeczom, jak np. weganizm), brakowi stanowiska duchowego czy ideologii gender. Nie jestem jednak osobą nietolerancyjną - wręcz przeciwnie, ja jestem bardzo tolerancyjna. Znacznie bardziej, niż większość ludzi krzyczących bez ustanku, jak ważna jest tolerancja.
Planuję edukować się w wielu kierunkach, sporo rzeczy się nauczyć i zdobyć naprawdę dobre wykształcenie. W przyszłości, jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli, skończę studia historyczne, japonistyczne i być może psychologiczne, będę umiała również biegle mówić po angielsku, japońsku, francusku i niemiecku. Marzy mi się też chiński, koreański oraz któryś z języków skandynawskich, lecz nie wiem, czy będę na siłach nauczyć się aż tylu języków. Chcę umieć jeździć konno, tańczyć balet i taniec towarzyski oraz spróbować z szermierką czy jakąś sztuką walki.
Moim największym marzeniem jest chyba nieśmiertelność oraz wieczna młodość - gdybym mogła żyć wiecznie, nie odeszłaby w niepamięć żadna z pięknych chwil, którą przeżyłam, mogłabym też opowiadać przyszłym pokoleniom o tym, jak było kiedyś
Słucham takiej muzyki, jaka wpadnie mi w ucho, nie ograniczam się do konkretnych gatunków. O znanie czy tym bardziej przepadanie za niektórymi z lubianych przeze mnie piosenek pewnie nawet nie podejrzewalibyście mnie... moje ulubione zespoły/wykonawcy to jednak:
- Kalafina
- Akiko Shikata
- ALI PROJECT
- KOKIA
- Oonagh
- Faun
- Celtic Woman
- Closterkeller
- Within Temptation
- Evanescence
- Nightwish
Zachwyca mnie też głos i utwory Irumy Rioki, lecz nie wiem, czy z czystym sumieniem mogę nazwać się fanką jej twórczości - nie potrafiłabym słuchać jej codziennie, bo piosenki ma na tyle... nie chcę powiedzieć przestylizowane, ale... no, na tyle bogate w dźwięki i na tyle oryginalnie zaśpiewane, że już po kilku jestem zmęczona. Co ciekawe, ALI PROJECT mają dość podobny styl, a mimo tego z upodobaniem mogę słuchać ich długimi godzinami. Zastanawiam się, od czego może to zależeć?
Jak widać najczęściej słucham muzyki klasycznej/nią inspirowanej, baroque popu, folku i metalu symfonicznego.
Cóż, jak na razie to tyle. Zakładka ta będzie stale modyfikowana i wzbogacana o kolejne informacje na mój temat, pojawią się też zdjęcia. Wszystkie z pewnością rozwinę/rozwinęłam - jeśli nie na blogu, to na Asku.
Jeśli choć jedna osoba dotrwała do tego momentu z sympatii do mojej osoby, to niech wie, że i ja ją lubię! ♥

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz