Witajcie!
Tak, dobrze widzicie. Wreszcie napisałam posta, czekam na wiwaty, fanfary i moc oklasków. Zanim jednak przejdę do rzeczy, pragnę Wam obwieścić, iż nie tak dawno postanowiłam wrócić do lalkarstwa, jednego z mych pierwszych hobby. Niektórzy pewnie zauważyli już nawiązującą do tegoż zajęcia zakładkę. I tu nasuwa mi się pytanie do Was - wolelibyście, by sesje moich panienek (które przedstawię Wam dopiero, gdy będą ukończone, a nastąpi to nie prędzej, niż po czternastym grudnia) pojawiały się od czasu do czasu tutaj, czy może bym założyła osobnego bloga, na którym skupiałabym się tylko na nich? Obie propozycje mają zarówno pozytywy, jak i negatywy. Na bakier u mnie z podzielną uwagą, więc zdecydowanie łatwiej i przyjemniej byłoby mi prowadzić jednego bloga (stawiając się na miejscu czytelnika również wolałabym śledzić jednego), ale z drugiej strony trochę śmieszna, a nawet groteskowa wydaje mi się wizja strony, na której cukierkowe zdjęcia lalek przewijałyby się zaraz obok poważnych, niekiedy kontrowersyjnych i szokujących tematów, bo i takie zamierzam podejmować. Żeby nie było, moje podejście do fotografowania miniaturowych panienek jest jak najbardziej poważne i nie widzę w takim sposobie spędzania wolnego czasu absolutnie niczego głupiego czy dziecinnego, ale... sami pomyślcie, jak by to wyglądało. Tym bardziej, że nie każdy się na kolekcjonerstwie lalek zna (i wcale znać się nie musi), istnieją tacy, dla których są one, niezależnie od aparycji czy ceny, zwykłymi zabawkami. Mogliby zarzucić mi brak profesjonalizmu oraz zbyt lekkoduszne podejście, bo widzieliby we mnie po prostu dziecko, i to w dodatku takie, które tak samo traktuje hobby i swego rodzaju misję, rzeczy w tym samym stopniu ważne, lecz jakże różne. Gdybym jednak stworzyła drugiego bloga, musielibyście liczyć się z tym, że posty na nim pojawiałyby się naprawdę sporadycznie - jakiś czas temu zmieniłam miejsce zamieszkania, póki co jest tu jeszcze pusto i nieładnie, podwórko do zdjęć też się nie nadaje (tym bardziej, że zima idzie, a ziąb już przyszedł, nie każcie mi stać w tak parszywych warunkach pogodowych z aparatem na zewnątrz, dobrze? :")), więc ze scenerią będzie ciężko. Poza tym to i tak pół biedy, bo, no nie czarujmy się - by zrobić dobre zdjęcia, trzeba mieć nie tylko miejsce, ale też wenę, czas, siłę i ochotę, a więc okres od poniedziałku do piątku odpada. Przemyślcie wszystkie za i przeciw i dajcie mi znać, która opcja bardziej Wam pasuje, dobrze? Zdecyduję się na tę, którą uzna większa ilość osób.
Dobrze, koniec ogłoszeń parafialnych. Przejdźmy do postu. Dedykuję go wszystkim ludziom, którzy ocenili mnie właśnie w oparciu o tytułowe krzywdzące stereotypy, oraz pannie D. (wcześniej O., M...), zarzucającej mi w wyjątkowo bezczelny sposób brak konsekwencji w prowadzeniu bloga. Spójrz, moja droga, post jest, więc możesz już spać spokojnie. Chociaż nie, nie możesz, bo zablokowałam Cię, a Ciebie wyraźnie aż nosi, tak wielką ochotę masz się ze mną znów pokłócić. Ech, nieważne.
Czym jest stereotyp chyba każdy wie, dla tych jednak, którzy nie wiedzą, zacytuję Wikipedię. Jest to konstrukcja myślowa, zawierająca komponent poznawczy, emocjonalny i behawioralny, zawierająca pewne uproszczone przeświadczenie dotyczące różnych zjawisk, w tym innych grup społecznych. Czyli, mówiąc prosto - stereotyp tworzymy/stereotypem posługujemy się wtedy, kiedy bardzo ogólnikowo oceniamy kogoś na podstawie naszych pierwszych skojarzeń z którąś z jego cech charakteru. Skojarzenia te często wynikają z wartości i poglądów reprezentowanych przez inne jednostki, przypominające w jakiś sposób personę, którą oceniamy, bądź przez część grupy społecznej, do której przynależy (wiem, zawiłe to objaśnienie, ale mam nadzieję, że zrozumiałe). I takim właśnie sposobem w oczach wielu osób wystarczy słuchać ostrzejszej muzyki, by zostać oskarżonym o odprawianie czarnych rytuałów i składanie kotów w ofierze, czy jako mężczyzna delikatniej się ubierać, aby być posądzanym o homoseksualizm. Wystarczy urodzić się przedstawicielem takiej, a nie innej rasy czy nawet narodowości, co przecież w ogóle nie zależy od nas, by ktoś nas znienawidził, i to nieraz naprawdę do cna. Ale rasizm to jest jednak inna historia, kiedyś poświęcę mu oddzielny wpis.
Jak już wspominałam, i ja nie uniknęłam bycia ocenioną w zły oraz krzywdzący sposób na podstawie stereotypów przez osoby, które nawet mnie nie znają.
Dla niektórych:
Tak, dobrze widzicie. Wreszcie napisałam posta, czekam na wiwaty, fanfary i moc oklasków. Zanim jednak przejdę do rzeczy, pragnę Wam obwieścić, iż nie tak dawno postanowiłam wrócić do lalkarstwa, jednego z mych pierwszych hobby. Niektórzy pewnie zauważyli już nawiązującą do tegoż zajęcia zakładkę. I tu nasuwa mi się pytanie do Was - wolelibyście, by sesje moich panienek (które przedstawię Wam dopiero, gdy będą ukończone, a nastąpi to nie prędzej, niż po czternastym grudnia) pojawiały się od czasu do czasu tutaj, czy może bym założyła osobnego bloga, na którym skupiałabym się tylko na nich? Obie propozycje mają zarówno pozytywy, jak i negatywy. Na bakier u mnie z podzielną uwagą, więc zdecydowanie łatwiej i przyjemniej byłoby mi prowadzić jednego bloga (stawiając się na miejscu czytelnika również wolałabym śledzić jednego), ale z drugiej strony trochę śmieszna, a nawet groteskowa wydaje mi się wizja strony, na której cukierkowe zdjęcia lalek przewijałyby się zaraz obok poważnych, niekiedy kontrowersyjnych i szokujących tematów, bo i takie zamierzam podejmować. Żeby nie było, moje podejście do fotografowania miniaturowych panienek jest jak najbardziej poważne i nie widzę w takim sposobie spędzania wolnego czasu absolutnie niczego głupiego czy dziecinnego, ale... sami pomyślcie, jak by to wyglądało. Tym bardziej, że nie każdy się na kolekcjonerstwie lalek zna (i wcale znać się nie musi), istnieją tacy, dla których są one, niezależnie od aparycji czy ceny, zwykłymi zabawkami. Mogliby zarzucić mi brak profesjonalizmu oraz zbyt lekkoduszne podejście, bo widzieliby we mnie po prostu dziecko, i to w dodatku takie, które tak samo traktuje hobby i swego rodzaju misję, rzeczy w tym samym stopniu ważne, lecz jakże różne. Gdybym jednak stworzyła drugiego bloga, musielibyście liczyć się z tym, że posty na nim pojawiałyby się naprawdę sporadycznie - jakiś czas temu zmieniłam miejsce zamieszkania, póki co jest tu jeszcze pusto i nieładnie, podwórko do zdjęć też się nie nadaje (tym bardziej, że zima idzie, a ziąb już przyszedł, nie każcie mi stać w tak parszywych warunkach pogodowych z aparatem na zewnątrz, dobrze? :")), więc ze scenerią będzie ciężko. Poza tym to i tak pół biedy, bo, no nie czarujmy się - by zrobić dobre zdjęcia, trzeba mieć nie tylko miejsce, ale też wenę, czas, siłę i ochotę, a więc okres od poniedziałku do piątku odpada. Przemyślcie wszystkie za i przeciw i dajcie mi znać, która opcja bardziej Wam pasuje, dobrze? Zdecyduję się na tę, którą uzna większa ilość osób.
Dobrze, koniec ogłoszeń parafialnych. Przejdźmy do postu. Dedykuję go wszystkim ludziom, którzy ocenili mnie właśnie w oparciu o tytułowe krzywdzące stereotypy, oraz pannie D. (wcześniej O., M...), zarzucającej mi w wyjątkowo bezczelny sposób brak konsekwencji w prowadzeniu bloga. Spójrz, moja droga, post jest, więc możesz już spać spokojnie. Chociaż nie, nie możesz, bo zablokowałam Cię, a Ciebie wyraźnie aż nosi, tak wielką ochotę masz się ze mną znów pokłócić. Ech, nieważne.
Czym jest stereotyp chyba każdy wie, dla tych jednak, którzy nie wiedzą, zacytuję Wikipedię. Jest to konstrukcja myślowa, zawierająca komponent poznawczy, emocjonalny i behawioralny, zawierająca pewne uproszczone przeświadczenie dotyczące różnych zjawisk, w tym innych grup społecznych. Czyli, mówiąc prosto - stereotyp tworzymy/stereotypem posługujemy się wtedy, kiedy bardzo ogólnikowo oceniamy kogoś na podstawie naszych pierwszych skojarzeń z którąś z jego cech charakteru. Skojarzenia te często wynikają z wartości i poglądów reprezentowanych przez inne jednostki, przypominające w jakiś sposób personę, którą oceniamy, bądź przez część grupy społecznej, do której przynależy (wiem, zawiłe to objaśnienie, ale mam nadzieję, że zrozumiałe). I takim właśnie sposobem w oczach wielu osób wystarczy słuchać ostrzejszej muzyki, by zostać oskarżonym o odprawianie czarnych rytuałów i składanie kotów w ofierze, czy jako mężczyzna delikatniej się ubierać, aby być posądzanym o homoseksualizm. Wystarczy urodzić się przedstawicielem takiej, a nie innej rasy czy nawet narodowości, co przecież w ogóle nie zależy od nas, by ktoś nas znienawidził, i to nieraz naprawdę do cna. Ale rasizm to jest jednak inna historia, kiedyś poświęcę mu oddzielny wpis.
Jak już wspominałam, i ja nie uniknęłam bycia ocenioną w zły oraz krzywdzący sposób na podstawie stereotypów przez osoby, które nawet mnie nie znają.
Dla niektórych:
- To, że staram się pokazywać w możliwie jak najprzyzwoitszych kreacjach oznacza od razu, że jestem fałszywie cnotliwa. Otóż nie, ja jestem taka z natury.
- Moje nawiązywanie strojami do XIX wieku równa się zacofanemu, ograniczonemu poglądowi na świat (abstrahując od tego, iż za tamtych lat byliśmy według mnie paradoksalnie znacznie bardziej ,,do przodu", niż teraz) oraz pompatycznej, nazbyt wyniosłej osobowości. Otóż nie, to, w jaki sposób człowiek się nosi, nijak się ma do jego charakteru. Wyjątkiem jest chyba tylko to, ile ciała odsłania. Jestem osobą niebywale tolerancyjną, nie zadzieram też nosa - co teraz?
- Fakt, że nie znoszę towarzystwa zwierząt (gorący temat na Asku ostatnio!) ani dzieci świadczy tylko o byciu nieempatycznym i zdziwaczałym potworem. Otóż nie, nie lubię prymitywizmu i tyle. Nie każdy musi.
- To, że przez jakiś czas drastycznie oraz niezbyt zdrowo się odchudzałam czyni ze mnie anorektyczkę i głupie, pozbawione wiedzy na temat prawidłowego tracenia na wadze dziewczę. Otóż nie, o dietach wiem naprawdę sporo i gdyby tylko chciało mi się tracić na to czas, chudłabym zdrowo. Ale wiecie, cenię każdy dzień swego życia, więc wolałam zbędne kilogramy zrzucić w szybkim tempie, a co za tym idzie prędzej zacząć naprawdę się sobie podobać. I tak, wiem, jak wyjść z głodówkowej diety bez efektu jojo, a właściwie już to zrobiłam. Nie utyłam nawet 0,1 kg. Jeśli ktoś chce znać moje sposoby na odchudzanie, to o tym też kiedyś mogę napisać.
- To, że zdarza mi się raz na jakiś czas obejrzeć anime, czyni ze mnie
przesłodzoną, zdziecinniałą i generalnie bardzo niepoważną dziewoję. Tym
bardziej, że, o zgrozo, kocham na przykład takie ,,Kuroshitsuji", czyli
jedną z serii, które szczególnie upodobały sobie jednostki właśnie tego
pokroju. Otóż nie, dawno wyrosłam z zachowywania się jak mieszanina tęczowego jednorożca i malinowej, mocno posłodzonej galaretki, koniecznie polanej bitą śmietaną (aż naszła mnie na taką ochota, ale nieważne).Sporo tego, nieprawdaż? A to i tak nie jest wszystko, zresztą świat na mnie ani się nie zaczyna, ani nie kończy. Myślę, że każdy z Was choć raz doświadczył takiego przykrego generalizowania. Przykłady o dresiarzu-chuliganie, gocie-sataniście czy miłośniku reggae-narkomanie zna chyba każdy, więc ja przedstawię trzy mniej popularne, znaczy - popularne to jak najbardziej, lecz mało kto zdaje sobie sprawę, że ich zła sława opiera się tylko na paskudnych oszczerstwach. Niektórzy przecierali oczy ze zdumienia, gdy uświadamiałam ich, jak było naprawdę i to jest w tym wszystkim najsmutniejsze, bo dwa przykłady tyczą się realnych postaci historycznych, a trzeci równie prawdziwego narodu, który przez pewien czas zasiedlał sobie tereny zachodniej Azji i okolice dzisiejszych Węgier.O kogo chodzi? Po pierwsze o Elżbietę Batory. Tak, tę Elżbietę Batory, co to pono pomordowała wraz ze wspólnikami Anną Darvulią, Dorotheą Szantes i mężczyzną, którego dane niestety wypadły mi z głowy, nawet sześćset dziewic, i to tylko dla zaspokojenia własnej próżności, żądzy nieustającego piękna, wiecznej młodości. Czy tak monstrualna liczba ofiar wydaje Wam się w ogóle prawdopodobna? Bo mi nie. Owszem, jak już pisałam, według legendy makabryczne czyny dokonywane były przez cztery osoby, w dodatku na przestrzeni kilku lat, ale to nadal kupy się nie trzyma - nawet, jeśli jest fizycznie możliwe (bo jest - z ledwością, ale jest). Ja rozumiem, że mieszkające nieopodal włości Elżbiety pospólstwo było zapewne daleko mniej bystre, niż dzisiejsi mieszczanie, ale, do jasnej Anielki, nawet skończonemu tłukowi wystarczyłoby zniknięcie bez śladu góra sześciu osób, by zaczął podejrzewać, że coś jest zdecydowanie nie tak. Tym bardziej, że oficjalna wersja wydarzeń głosi, iż Elżbieta pozyskiwała młode panienki, oferując ich rodzicom wysłanie dzieci do jej zamku w celu wyedukowania ich. Przecież to wygląda na bardzo oczywiste - jest sobie hrabina, ma na swoich ziemiach szkołę dla panien, no i jakimś dziwnym trafem żadna z tych panien z owej placówki nie wraca. Żeby chociaż nie wiadomo było, gdzie przebywają...! Czy w takiej sytuacji potrzebne jest życie aż sześciuset osób, by kogoś oświeciło, że coś się nie zgadza i zechciał jakoś zareagować? Nie sądzę. Nie sądzę, tym bardziej, że, o ile mnie pamięć nie myli, sam proces też do najuczciwszych nie należał i nie obyło się bez krętactw. Hrabiemu Thurzo, który pogrążył Elżbietę, również nie brakowało motywów do zrobienia tego - była niezwykle majętna i dobrze urodzona. Wniosek? To był spisek, przynajmniej jak na moje. Ta historia ma po prostu zbyt wiele luk logicznych, by mogła być prawdziwa. Żeby nie było, nie jest to tylko moja teoria - nawet poważni, szanujący się, wykształceni historycy podają w wątpliwość działalność tej szlachcianki jako morderczyni. Pan László Nagy na przykład twierdzi, iż padła ofiarą intrygi Habsburgów. Powiem Wam więcej - z niektórych źródeł wynika, że owszem, przyjmowała ludzi z okolic na swoje włości, ale w celu dokładnie odwrotnym, niż torturowanie i przerabianie na substytut wody do zażywania kąpieli - w celu pomocy im. Ponoć wraz z rzeczoną już Anną Darvulią, która według tej wersji była chorwacką medyczką, leczyła ludzi z zarazy, narażając swoje własne życie. Pogłoski o torturach zaś miały wziąć się stąd, że ślady po takich zabiegach, np. stawianiu baniek, wyglądały niezbyt sympatycznie i ludzie dorobili sobie do tego historyjkę. Skorumpowana szlachta mogła po prostu to wykorzystać i prawdopodobnie tak było. Wszystko układa się już w spójną całość, prawda? I maluje się w niesłychanie tragicznych barwach, bowiem wychodzi na to, że kobieta została znienawidzona na wieki wieków nawet nie za nic, a za dobre serce. O ile to wszystko prawda, a tego, cóż, nie dowiemy się już nigdy.
No dobrze, ale co to ma do stereotypów? Ano dużo ma. Bo popkulturowy wizerunek Elżbiety jest jaki jest i wszyscy mają ją za diabła wcielonego. Przez niesłuszne oskarżenie. Nie chcę sobie nawet wyobrażać, jak niespokojna musi być jej dusza, o ile jeszcze błąka się gdzieś po tym wymiarze, gdy widzi, za kogo mają ją dziś ludzie i w jaki sposób wykorzystują jej imię, w dodatku całkowicie bezprawnie.
Nie lepiej sytuacja ma się w przypadku Lukrecji Borgii. Ją też większość kojarzy tylko z rzeczami uznawanymi za niewłaściwe, jak na przykład trucicielstwem, zbytnią rozwiązłością seksualną i kazirodztwem, tymczasem nie ma żadnych, żadnych dowodów na to, by dopuszczała się którejkolwiek z tych rzeczy. Na co zatem są dowody? Na to, że panna Borgia była kobietą niezwykle pobożną i dofinansowywała kościoły. Na to, że lubowała się w dobrej sztuce i była jej mecenaską. Na to, że zdobyła należyte wykształcenie, że potrafiła poradzić sobie na arenie politycznej... mam wymieniać dalej? Przede wszystkim jednak wiadomo, iż była bardzo posłuszna ojcu oraz braciom, więc nawet, gdyby faktycznie miała swoje za uszami, a najpewniej nie miała, to nie byłaby to jej wina; przynajmniej nie w całości.
Za kogo mają dziś ludzie tę wspaniałą, świątobliwą panią o doskonałym wyczuciu smaku? Za ,,największą kurtyzanę Rzymu", pospolitą ladacznicę, w dodatku zdegenerowaną i wyrachowaną. Pięknie, po prostu cudnie! Chyba każdy pragnąłby tak obrzydliwego oczernienia po śmierci...
Na koniec zostali nam Hunowie, ci barbarzyńcy, co to Rzym roznieśli. I tu akurat wątpliwości żadnych nie ma, bo historycznie udowodnione jest, że dopuścili się niezliczenie wielu naprawdę okropnych, karygodnych czynów. Nie mam zamiaru ich usprawiedliwiać ani odwracać kota ogonem, to byłaby obraza dla wszystkich tych, którzy zginęli z ich rąk bez powodu. Ale... no właśnie, ale. Wszędzie się jakieś znajdzie, a tu jest wyjątkowo solidne. Bo mieli nie tylko miecze, bezlitosność w sercach oraz chęć bogacenia się - mieli też kulturę, piękną, rozbudowaną kulturę. Kulturę, o której prawie nic nie wiemy, bo próbę czasu przetrwały prawie wyłącznie wzmianki o tej niechlubnej części ich historii. Kojarzymy tę nację jedynie z tym, co zrobiła źle, a lepszych jej stron nawet nie mamy sposobności zbyt dobrze poznać, bo, jak już wspominałam, prawie nic się nie zachowało. Ale coś tam jednak po sobie pozostawili, grobowce i skarby na przykład. A mówią one nam choćby to, że huńskie kobiety mogły być wojowniczkami na równi z mężczyznami. Przypominam, że ich czasy to był schyłek starożytności (dokładnie V wiek naszej ery), epoka zatrważająco wręcz seksistowska. W samym tylko Rzymie, uchodzącym zresztą wówczas za stolicę świata, kraj najbardziej oświecony, najbardziej kulturalny i najbardziej postępowy ze wszystkich, mężczyźni kobiety mieli za nic. Wyobraźcie sobie, że czasami nie miały nawet imion, a jedna z porad dla rodziców głosiła, że powinni dochować do dorosłości wszystkich swych synów i przynajmniej jedną z córek. Wychodzi zatem na to, że ci źli, dzicy oraz nieokrzesani wandale potrafili przewyższyć wielkich Rzymian. Podejrzewam nawet, że nie tylko w tej kwestii.
Wiemy też, że wyznawali tengryzm, piękną religię łączącą w sobie szamanizm, animizm, politeizm, totemizm i kult przodków, a więc można śmiało powiedzieć, że ich wierzenia do złudzenia wręcz przypominały te naszych przodków, Prasłowian (notabene prawdopodobnie zaszli aż na tereny dzisiejszej Polski, więc całkiem możliwe, że mamy w sobie domieszkę ich krwi). Uwielbiam pogańskie kulty, uważam je za niesamowicie uduchowione, więc jak dla mnie to ogromny plus. Te informacje czynią Hunów w naszych oczach znacznie bardziej ludzkimi, nieprawdaż? Ale cóż, my to tylko my, możesz być pewien, że Twój sąsiad - o ile w ogóle wie, kim byli - ma ich tylko za prymitywnych okrutników, bo taki jest stereotyp. Rzymianie postarali się, by w przekazach umieścić tylko demonizujące ich fakty - Rzymianie, którzy jeszcze kilka wieków wcześniej nie byli wcale lepsi, bo cieszyli zęby do walk gladiatorów, a dowodzili nimi mniej lub bardziej kopnięci cesarze (Kaligula łykał perły, tarzał się w złocie, w ramach wojny z bogiem Neptunem kazał swym żołnierzom dźgać wodę, uczynił konia swoim posłem, Neron lubił udawać dzikie zwierzę i wcielając się w nie gwałcić wcześniej przygotowane ofiary, Heliogabal otworzył w swym pałacu dom publiczny, Kommodus przebierał się w damskie ubrania i chodził pracować do podobnej instytucji jako nierządnica... mam wymieniać dalej?). Reasumując- tu sytuacja jest podwójnie smutna, bo nie dość, że stereotypy na temat tego ludu to wprost książkowa definicja krzywdzącej stygmatyzacji, to jeszcze wieści o ich zapewne wprost cudownej kulturze zaginęły w mroku dziejów, przez co już nigdy głębiej jej nie poznamy. A zapomnienie to chyba najgorsze, co może istnieć, zwłaszcza zapomnienie o dobrych rzeczach. Do dzisiaj z języka huńskiego pozostała zawrotna liczba... trzech słów. Przecież to mniej, niż palce u jednej ręki. Inną sprawą jest też to, że o Hunach nie każdy wie nawet, iż w ogóle istnieli - sama ja, wielka pasjonatka historii, dowiedziałam się o nich niespełna rok temu. Wstyd... zainteresowali mnie, więc przeczesałam cały internet w poszukiwaniu czegoś więcej, niż to, co podali w szkolnym podręczniku, a znalazłam praktycznie tylko te strzępki informacji, które tu przekazałam. Cóż. Żeby to jeszcze dotyczyło tylko tego jednego ludu, ale byli przecież jeszcze Goci, Celtowie, Słowianie, Burgundowie, Gepidzi, Scytowie, Skirowie, Awarowie... i tak dalej, i tak dalej, cały kocioł nacji... większość pewnie nawet nie kojarzy ich nazw. Sami przyznacie, iż jest to bardzo przykre, nieprawdaż? Planuję napisać posta na temat właśnie kultur zapomnianych (choćby kultura egejska), wytępionych przez chrześcijan (jak kultura słowiańska) czy populacji po prostu z zimną krwią wymordowanych (na przykład Indianie). Nie znoszę, po prostu nie znoszę, gdy coś, na co ludzie pracowali i co kształtowali długimi latami, niknie- a już najgorzej jest wtedy, gdy znika dlatego, że ktoś wymyślił sobie, że jego wierzenia są słuszniejsze i że należy je wszystkim ponarzucać, albo że ktoś z powodu swej odmienności nie zasługuje na życie.
Ach, zapomniałabym! Przecież nie odpowiedziałam jeszcze jednoznacznie na pytanie zawarte w tytule notki... wiem, że jesteście na tyle inteligentni, by to wiedzieć, zresztą nie sztuka wydedukować, czemu stereotypy są złe, po tylu przykładach tragicznych wręcz skutków plotek i stereotypów właśnie, ale jednak wypada mi to ładnie podsumować.
Otóż... dlaczego, dlaczego nie powinno się pochopnie oceniać innych? Ano dlatego, żeby ich nie skrzywdzić, żeby nie sfałszować ich obrazu w oczach innych ludzi, skazując ocenianych czy ocenianego na wieczne potępienie, żeby nie popsuć ich reputacji... żeby nie zrobić półgłówka i ograniczonego z siebie samego, bo większość ludzi, szczególnie młodych, na szczęście zdaje sobie sprawę ze szkodliwości takich zabiegów... żeby pod pretekstem byle błahostki nie zniechęcać się do drugiej osoby... po prostu żeby nikomu nie zaszkodzić. Ja w ogóle uważam, że ocenić siebie możemy jedynie my sami, bo tylko my wiemy o sobie wszystko, a by ocena była pełna, nie można pominąć ani jednej informacji. W innym przypadku będzie to co najwyżej ocena czynu czy konkretnej cechy charakteru - na przykład, zakładając, że jesteś przeciwko futrom naturalnym, nie powinieneś nazywać noszącej je pani okrutną. Być może sama ma zwierzęta, które kocha i o które bardzo dba, być może jeździ na misje do Afryki, być może pomaga dzieciom ze sierocińca... okrutnym nazwać możesz jedynie ten jeden konkretny jej czyn. I zapamiętaj to, bo konwulsji wewnętrznych dostaję, gdy ktoś odrzuca mnie oraz podaje w wątpliwość dobro mej duszy po usłyszeniu, że robię coś, co według niego i tylko i wyłącznie niego, nie mnie, jest nieetyczne.
Cóż, to chyba tyle. Żegnam się, do następnego razu. O ile taki nastąpi, no bo jakąż mogę mieć gwarancję, że nie spadnie na mnie kryształowy żyrandol, że sos, którym oblany będzie dzisiejszy obiad, nie okaże się być zatrutym, że, w zamyśleniu wiążąc chustę, nie zawiążę jej sobie za mocno i się nie uduszę, że... dobra, stop.


To się kupy nie trzyma.
OdpowiedzUsuńA tak po za tym to ściana tekstu jest męcząca.
Świetnie uargumentowana wypowiedź, dziękuję. Na pewno wezmę sobie Twoje słowa do serca, w końcu da się z nich cokolwiek wywnioskować.
UsuńNo cóż, na pewno można wywnioskować z mojego komentarza to, że długie ściany tekstu przy takim ułożeniu są męczące dla wzorku.
UsuńNie ma za co.
Ale nadal nie wytłumaczyłaś, co ,,nie trzyma się kupy", więc tak jakby napisałaś to na darmo, bo nie wiem, co poprawić. No chyba, że po prostu jesteś złośliwa i chciałaś mi dopiec - nie udało Ci się, próbuj dalej, może kiedyś odniesiesz sukces.
UsuńPrzepraszam, ale mam lepsze rzeczy do roboty niż gnoić jakąś losową, nieważną dla mnie dziewczynkę z internetu.
UsuńW takim razie po co w ogóle zaczynasz?
UsuńPierwszy raz "spotkałam" się z osobą Panienki rok czy dwa lata temu na asku. Jakże jestem za to wdzięczna. W dzisiejszych czasach trudno znaleźć kogoś o wrażliwej, romantycznej duszy, którą niewątpliwie posiadasz - wnioskując po ogóle wypowiedzi oraz po tym poście. Uwielbiam sposób w jaki się wyrażasz i w bardzo ładny oraz zgrabny sposób wplatasz fakty historyczne w tekst, tak, że nie brzmi to wszystko na sztuczne i wymuszone. Z lekkim zaskoczeniem odkryłam, że zgadzam się w stu procentach z tym wpisem. Na samą myśl o biednej Elżbiecie, losie zapomnianych cywilizacji czy wymordowanych z zimną krwią Indianach chce mi się wręcz płakać.
OdpowiedzUsuńByłoby świetnie, gdyby pisała Panienka również notki stricte historyczne oraz te o lalkarstwie właśnie na tym blogu. Moim zdaniem nie będzie wyglądać to nieprofesjonalnie, w końcu są to wszystko aspekty, które Panienkę ciekawią.
Nawet nie wiesz, jak miło mi to czytać, zwłaszcza, że dawno temu zwątpiłam już w swój talent pisarski - nie pamiętam, kiedy ostatni raz napisałam coś, z czego naprawdę byłabym zadowolona.
UsuńBardzo się z Tobą zgadzam, to okropne, do czego byli w stanie posunąć się ludzie dla odrobiny złota i ziemi. No bo o cóż innego mogło chodzić, jeśli nie o kawałek Ameryki i rezydencję Elżbiety? Czy to naprawdę były wystarczające powody, by niewinni ludzie mieli tracić dla nich życia? Elżbieta była matką, co musiały czuć jej dzieci? A co, jeśli uwierzyły w bzdury głoszone przez propagandę? Aż nie mieści mi się to w głowie.
Notki historyczne planuję! Ta o wyplenionych cywilizacjach będzie bazować głównie na historii właśnie. A co do lalkarstwa, to chyba faktycznie zdecyduję się na wstawianie sesji na tego bloga. Nie umiem robić dwóch rzeczy na raz, zresztą sesji z powodu braku warunków będzie pewnie jak na lekarstwo, więc tak będzie najlepiej. Bardzo dziękuję za komentarz! ♥